31 stycznia 2012

Huhuha nasza zima zła

Polskie media zalewają nas falą informacji o mrozach. Ok - jest zimno. Czy jednak zimno zniechęciło mnie do jazdy na rowerze? Nie. Tym, co potwierdza moje doświadczenie są publikowane już od jakiegoś czasu, na rowerowych portalach, wszelkiego rodzaju poradniki na temat przygotowania roweru i siebie do zimy. Ze wszystkich wyciągnąć można jedną złotą myśl, która zresztą moim zdaniem obowiązuje przez cały rok: "nie ma złej pogody na rower, są tylko źle ubrani rowerzyści". Oczywiście rowerowanie w zimie nieco różni się od tego letniego, ale główna idea pozostaje taka sama - ręce na kierownicy, nogi na pedałach i kręcimy. Zresztą wystarczy popatrzeć jak robią to w mojej ulubionej Kopenhadze:


I co o jeździe na rowerze zimą sądzą:


Kolejne sezony zimowe na rowerze uczą mnie coraz to nowych rzeczy. Każde miasto jest inne i każde wymaga nieco innego podejścia. Czasem (jak w Kopenhadze) potrzebujemy głównie ochrony przed wiatrem i wilgocią, czasem przed poślizgiem na nieodśnieżonej nawierzchni (hmm, jak we wszystkich polskich miastach), a czasem przed siarczystym mrozem (jak w tym roku w całej Polsce i sporej części Europy).

W tym roku zimę spędzam w Kielcach. Stolica Gór Świętokrzyskich ze swoim specyficznym mikroklimatem nie należy do najprzyjaźniejszych dla całorocznych rowerzystów miejsc. Wyjazd na studia do Krakowa nauczył mnie, że wracając na weekend do domu należy do plecaka zapakować dodatkowy sweter i cieplejsze rękawiczki. Temperatura, wilgotność i siła wiatru nie są jednak aż tak niekorzystne żeby od razu rezygnować z roweru. Jak zapewne każda osoba mam swoje "patenty" na zimę, które z każdym dniem udoskonalam. Przede wszystkim do codziennych dojazdów do pracy jako pierwszą warstwę zakładam zwykłe ubrania - jeansy + koszulki. W zależności od potrzeby (jeśli temperatura spada poniżej -10stopni lub przy dużym wietrze) pod koszulkę z krótkim rękawem dorzucam drugą - z długim. Druga warstwa to długa, sięgająca ud obcisła bluza. Staruszka ma już wytarte ściągacze, ale pomimo starań nie znalazłam dla niej godnego zastępstwa. Na bluzę wkładam uroczy (zabrany mamie) polar w kolorze sygnałowej żółci, który od wewnątrz wzmocniony jest siateczką. Oczywiście nie może zabraknąć butów i dodatków. Tak jak i większość mojego stroju również i buty nie są niczym specjalnie przystosowanym do jazdy na rowerze. Inna sprawa, że są na tyle obszerne żeby zmieścić dwie pary skarpet. Wybór odpowiednich butów i skarpet w zimie bowiem jest kluczowy dla komfortu jazdy. Podobnie rzecz się  ma z rękawiczkami. Bez dobrze chronionych dłoni już po kilku minutach jazdy jedyne, o czym się myśli to to, czy palce odpadną natychmiast czy może dopiero za kilka minut. Aktualnie do mojego ulubionego zestawu (bazarowe rękawiczki za 2zł + E-Tipy) dołączyły rękawiczki  z jednym palcem zrobione przez babcię. Ostatnimi rzeczami, o których nie można zapomnieć jest chusta lub szalik na szyję i czapka. Czapka, jak już wspominałam w notce dotyczącej kasków musi być. Zwłaszcza jeśli przywiązaliśmy się do swoich uszu. Choć mitem jest, że to przez głowę traci się 30% ciepła (człowiek rozebrany do bielizny traci podobną ilość ciepła z każdej części ciała) to jednak nie zasłonięcie uszu może skończyć się dla nas bardzo nieprzyjemnie. Ja dla dodatkowej ochrony uszu zwykle wkładam zewnętrzne słuchawki - takie w formie nauszników, które dodatkowo także trzymają nakrycie głowy (mam małą głowę i szyte w Chinach, w jednym rozmiarze czapki zwykle zjeżdżają mi na oczy). Jak na razie (-15stopni)  opisany tu przeze mnie strój zimowy sprawdza się wyśmienicie i poza pojedynczymi incydentami nie marznę, a wręcz przeciwnie jest mi ciepło i przyjemnie. 

Z życzeniami mniejszego jednak mrozu, na koniec zestaw linków dotyczących roweru zimą: klik, klikklikklik, klik, klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz