15 lutego 2012

W śniegu po pedały

No i sobie wykrakałam. W nocy spadło wystarczająco dużo śniegu żeby sparaliżować cały kraj. Wiecie, jak  zwykle zima zaskoczyła drogowców. Kiedy zorientowałam się, że najlepiej dziś do pracy jechać pługiem było już ciut za późno. Ciut za późno czyli po pedały zakopana byłam w śniegu. Moja około piętnastominutowa droga do pracy wydłużyła się do minut trzydziestu. Nie powiem - pomimo, albo raczej właśnie dzięki takim warunkom pogodowym satysfakcję z jazdy miałam sporą. Muszę jednak dodać, że postanowiłam nie robić kłopotu ludziom, którzy wsiedli do swoich samochodów i w drodze do pracy trzymałam się raczej chodników no i oczywiście dróg rowerowych. Dobrze że ustawodawca przewidział tego typu sytuacje i moja jazda po chodniku nie była nielegalna. Jeszcze tylko żeby wpadł na to, że poza jezdnią i chodnikiem przydałoby się odśnieżyć również drogę rowerową. Zresztą nie powinnam chyba za bardzo marudzić bo dziś nie udało się odśnieżyć nawet jezdni o chodnikach nawet nie wspominając. 

Ta śniegowa radość spowodowała, że zdecydowałam się nawet na zrobienie zdjęć:

100% determinacji po 3/4 trasy
Chodnikiem czy drogą? Oto jest pytanie. Zwłaszcza jak nie wiadomo, w którym miejscu jest chodnik.
A to już droga powrotna. I znów dylemat - w lewo śnieżką rowerową czy w prawo chodnikiem?
Prosto? Not this time. Tym razem wybrałam chodnik. 
Silnica (rzeka płynąca przez Kielce) jeszcze jakoś się trzyma. Skoro ona daje radę to i ja dam :)
I dalej śnieżką rowerową...

14 lutego 2012

Jak to jest z tym odśnieżaniem...

Do mniej więcej 9.30 dzisiejszego ranka byłam przekonana, że do szczęścia nie potrzebuję ośnieżonych i odlodzonych dróg rowerowych. Potem miałam przyjemność spotkania trzeciego stopnia ze "śnieżką" rowerową. Poślizg przy prędkości ponad 20km/h spowodował że rower pojechał dalej a ja za nim, ale jakby wolniej. Koniec końców nikomu nic poważnego się nie stało - ja cała, rower cały. Jedynymi ofiarami zostały moje ubrania, których kolor zbliżył się do szaro-brązowo-brudnego. Myślę, że udało mi się wyjść bez szwanku z tego upadku w dużej mierze ze względu na to, że jeżdżąc na nartach i trenując judo dużą wagę przywiązuje się do nauki techniki upadania. 

Jak pisze greten na blogu supermaraton.org każdy upadek uczy nas czegoś nowego i pozwala unikać kolejnych im podobnych. Ja ze swojego wyciągam jedną podstawową lekcję - nawet jeśli daną trasę pokonujesz codziennie dwa razy dziennie to nie oznacza, że ją znasz i możesz przestać uważać. W tym wypadku wystarczyła bowiem niewielka zmiana temperatury i wyślizganie lodu przez samochody (głównie firm zatrudnionych do dbania o porządek) żeby do tej pory dająca niezłą przyczepność opona odkleiła się od drogi i wpadła w poślizg. 

Na deser linki dotyczące upadków i prób bezpiecznego z nich wychodzenia: klik, klik, klik.

PS. Notka o tym jak postrzegani są rowerzyści produkuje się i o ile nie wyskoczy nic pilniejszego to powinna pojawić się tu już niedługo.

6 lutego 2012

Huhuha nasza zima zła 2.0

Z okazji że zrobiło się jeszcze zimniej nadal jeżdżę na rowerze. Nastąpiła lekka zmiana w stroju - od kiedy słupek rtęci spadł do -17 zaprzyjaźniłam się z bielizną termoaktywną. Dodatkowo do plecaka wrzucam też kubek termiczny z gorącą herbatą (trzyma ciepło dość krótko, ale za to jest idealnie szczelny). Ten kubek to przede wszystkim takie ciepłe koło ratunkowe dla mnie albo dla kogoś innego w gwałtownej mroźnej potrzebie. Nie ma co bowiem ukrywać, że ciepło to nie jest. O ile podczas jazdy człowiek rozgrzewa się błyskawicznie to każdy dłuższy postój może równie błyskawicznie ciało wychłodzić. Co ciekawe, ilość osób poruszających się na rowerze nie spadła jakoś gwałtownie. Najwidoczniej ci, którym nie strasznie -10 nie rezygnują i przy -20.

Tym razem mam tylko ten krótki zimowy update. Następnym razem skupię się na tym jak osoby poruszające się po mieście samochodem/komunikacją miejską/pieszo postrzegają rowerzystów.