24 lipca 2012

Budapeszt w rowerowych odsłonach

Ponieważ w Budapeszcie byłam tylko jedno popołudnie i bez normalnego aparatu to rowerowa fotorelacja (lekkie nadużycie) należy do raczej skromnych. Obiecuje, że podczas wycieczki do Berlina postaram się skupić bardziej na rowerach a mniej na King-Kongu. 

King-Kong w Budapeszcie była niezwykle zajmująca, co nie pozwoliło mi na zrobienie większej ilości rowerowych zdjęć.

 

Rowerowe drogowskazy z uroczymi ludkami w szaliczkach (ewentualnie z bardzo długimi włosami)

 

Stojak rowerowy w kształcie samochodu z samochodem w środku :)

 

Widać właścicielowi lub właścicielce tego roweru już kiedyś ukradziono przednie koło. Mam nadzieję, że ktoś nie ukradnie siodełka...



21 lipca 2012

Gdzie najlepiej kraść rowery? (Warszawa)

Ach te pytania...Szczerze mówiąc nie myślałam, że spotkam pytanie które zaskoczy mnie aż tak bardzo. Zastanawia mnie w takich chwilach, co inni znajdują w swoich statystykach i czy jest to równie dziwne. No bo jak tu odpowiedzieć na pytanie: Gdzie najlepiej kraść rowery? Dodam jeszcze tylko, że dopisek był: Warszawa. Jedyna odpowiedź jaka przychodzi mi do głowy to:

  • WCALE NIE KRAŚĆ! NIGDZIE!

PS. Części do rowerów też proszę nie kraść. Zwłaszcza nie jeśli są częścią roweru holenderskiego...

20 lipca 2012

Lipcowa Literacka Masa Krytyczna

Już za tydzień kolejna Krakowska Masa Krytyczna

W lipcu motywem przewodnim będzie literatura. Jupi! No bo jak tu się nie cieszyć kiedy temat taki zacny. Od lat próbuję połączyć czytanie książek z jazdą na rowerze i jak do tej pory jedynym rozwiązaniem, które jako tako się sprawdza są audiobooki. 

Spotykamy się o Godzina 18:oo w ostatni piątek miesiąca - 27 lipca 2012 - pod pomnikiem Adama Mickiewicza na Rynku Głównym w Krakowie




Więcej o najbliższej Masie tu: klik
A tu link do wydarzenia na Facebooku: klik



Zlot gwiaździsty dla tych, dla których do Adasia samemu lub samej za daleko:

Bieżanów – 17:00 ul.Aleksandry 11, na parkingu pod sklepem Alf
Borek Fałęcki – 17:15 ul.Jagodowa 11 – obok sklepu CEZAR
Kurdwanów – 17:00 Park osiedlowy na Kurdwanowie obok sklepu Awiteks i Planeta, pod szlabanem
Nowa Huta – 17:00 Plac Centralny, na rogu z kwiaciarnią Halina. NIE STOIMY NA ŚCIEŻCE!
Ruczaj – 17:25 ul. Grota-Roweckiego/Rostworowskiego, od strony Kauflandu i Zakrzówka


16 lipca 2012

Holendra mieć albo nie mieć...

No właśnie, jak to jest z tymi holendrami? Warto go kupować czy nie? Rower tego typu mam - przyznaję się bez bicia. Ale miałam go zanim stał się modny ;) Rower ze względu na malowanie (fioletowo-białe) nazywany jest Milką i w zasadzie od początku wymaga inwestowania w niego kupy kasy. 

Sam rower nie był drogi. Niestety okazało się, że do remontu było w nim więcej niż był wart. I to już nawet nie chodzi o to, że części są drogie - ich po prostu nie ma. Na zwykłą dętkę czekać musiałam kilka tygodni. Fakt - było to jeszcze przed holendro-boomem, ale jednak. O cenie nawet nie wspominam.

Kiedy rower wrócił z remontowni zaczęła się frajda. Trzy biegi w piaście chodziły jak złoto, hamulce hamowały, a plecom nie doskwierał dyskomfort. W przednim koszyczku mieścił się plecak, a osłonki umożliwiały jazdę w długiej spódnicy. Cóż to były za czasy. Te codzienne dojazdy do centrum najpierw z Ruczaju (prawie jak koniec świata), a potem hmm z Kazimierza i wreszcie okolic Kleparza .

Ten rowerowy raj na ziemi trwał do momentu, w którym komuś rower się najwidoczniej nie spodobał (innymi słowy stał w złym miejscu, w złym czasie) i postanowił go zniszczyć. Kiedy rano chciałam wsiąść na mój rower okazało się, że ktoś wyładował swoją energię na kole prawdopodobnie skacząc po nim lub kopiąc w nie. Koło nie dało rady. Krakowskie serwisy też nie - "się nie da", "się nie opłaca", "bla, bla, bla". I tak stał rower przez długie miesiące na klatce schodowej czekając na lepsze czasy...

Kiedy wreszcie kilka tygodni temu udało się zdobyć koło ktoś ukradł milkowe siodełko. Jednak tym, co mnie zmotywowało do opowiedzenia historii Milki jest ostatnia przygoda z panem serwisantem. Przygoda to może nieco zbyt długie słowo, zwłaszcza że cała rozmowa trwała raptem około minuty. Ale do rzeczy. Żeby Milka znów mogła jeździć (poza siodełkiem) potrzeba okazała się być opaska na obręcz. Zostałam więc wysłana do sklepu/serwisu rowerowego. Już pomijam fakt, że pan był niemiły ogólnie, ale kiedy usłyszał, że opaska potrzebna jest mi do holendra to prawie zabił mnie wzrokiem i nie omieszkał stwierdzić, że holendrów to on nie chce o nie. Po stwierdzeniu, że holendry to szatan i on się ich nie tyka po prostu wyszedł. O losie. Opaskę na szczęście zastąpić można taśmą izolacyjną. O losie raz jeszcze.


Milka ma teraz dwa koła (polecam serwis rowerowy na początku Zwierzynieckiej) hamulec w pedałach i już prawie jest gotowa do jazdy. Prawie bo po jej odmalowaniu (aktualnie rower powinien zmienić nazwę na Samo Mleko) nadal brakuje siodełka. W zasadzie brakuje już tylko sztycy. Tak tak, zwykła sztyca nie pasuje do mojego holendra...