16 lipca 2012

Holendra mieć albo nie mieć...

No właśnie, jak to jest z tymi holendrami? Warto go kupować czy nie? Rower tego typu mam - przyznaję się bez bicia. Ale miałam go zanim stał się modny ;) Rower ze względu na malowanie (fioletowo-białe) nazywany jest Milką i w zasadzie od początku wymaga inwestowania w niego kupy kasy. 

Sam rower nie był drogi. Niestety okazało się, że do remontu było w nim więcej niż był wart. I to już nawet nie chodzi o to, że części są drogie - ich po prostu nie ma. Na zwykłą dętkę czekać musiałam kilka tygodni. Fakt - było to jeszcze przed holendro-boomem, ale jednak. O cenie nawet nie wspominam.

Kiedy rower wrócił z remontowni zaczęła się frajda. Trzy biegi w piaście chodziły jak złoto, hamulce hamowały, a plecom nie doskwierał dyskomfort. W przednim koszyczku mieścił się plecak, a osłonki umożliwiały jazdę w długiej spódnicy. Cóż to były za czasy. Te codzienne dojazdy do centrum najpierw z Ruczaju (prawie jak koniec świata), a potem hmm z Kazimierza i wreszcie okolic Kleparza .

Ten rowerowy raj na ziemi trwał do momentu, w którym komuś rower się najwidoczniej nie spodobał (innymi słowy stał w złym miejscu, w złym czasie) i postanowił go zniszczyć. Kiedy rano chciałam wsiąść na mój rower okazało się, że ktoś wyładował swoją energię na kole prawdopodobnie skacząc po nim lub kopiąc w nie. Koło nie dało rady. Krakowskie serwisy też nie - "się nie da", "się nie opłaca", "bla, bla, bla". I tak stał rower przez długie miesiące na klatce schodowej czekając na lepsze czasy...

Kiedy wreszcie kilka tygodni temu udało się zdobyć koło ktoś ukradł milkowe siodełko. Jednak tym, co mnie zmotywowało do opowiedzenia historii Milki jest ostatnia przygoda z panem serwisantem. Przygoda to może nieco zbyt długie słowo, zwłaszcza że cała rozmowa trwała raptem około minuty. Ale do rzeczy. Żeby Milka znów mogła jeździć (poza siodełkiem) potrzeba okazała się być opaska na obręcz. Zostałam więc wysłana do sklepu/serwisu rowerowego. Już pomijam fakt, że pan był niemiły ogólnie, ale kiedy usłyszał, że opaska potrzebna jest mi do holendra to prawie zabił mnie wzrokiem i nie omieszkał stwierdzić, że holendrów to on nie chce o nie. Po stwierdzeniu, że holendry to szatan i on się ich nie tyka po prostu wyszedł. O losie. Opaskę na szczęście zastąpić można taśmą izolacyjną. O losie raz jeszcze.


Milka ma teraz dwa koła (polecam serwis rowerowy na początku Zwierzynieckiej) hamulec w pedałach i już prawie jest gotowa do jazdy. Prawie bo po jej odmalowaniu (aktualnie rower powinien zmienić nazwę na Samo Mleko) nadal brakuje siodełka. W zasadzie brakuje już tylko sztycy. Tak tak, zwykła sztyca nie pasuje do mojego holendra...

2 komentarze:

  1. A gdzie tak nie lubią holendrów?
    Jeśli chodzi o opaskę w środku na obręczy,żeby szprychy nie wyłaziły, dość dobra i skuteczna jest wycięta ze starej dętki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też na Zwierzynieckiej tylko dalej. Z tego co wiem to to jest dobry sklep nawet. Ale widać nie dla holendrów.

    Dobry patent - zapamiętam. Mam nadzieję jednak że się nie przyda na razie ;)

    OdpowiedzUsuń